Emeryt
Urodziła się 19.09.1907. Mieszka w Rybniku. http://gosc.pl/doc/1898185.Pistolet-w-Nacynie
Offline
Stulatek
1907 naprawdę zdaje się być mocnym rocznikiem.
Oby tylko 1907 przełamał kryzys, bo 1906 też nie za bardzo silną reprezentację ma.
To idzie falami. 1902-1903 to ewidentnie była fala wysokiego wieku, ale skończyła się w 2014.
Offline
Stulatek
dodane 2014-03-08 06:00
Przemysław Kucharczak; GN 9/2014
Jeśli odwiedzisz tę najstarszą na Śląsku byłą więźniarkę polityczną, nie mów, że ma 107 lat. Narażasz się na ripostę: – Nie mam jeszcze 107, mam cały czas 106 lat. Proszę mnie nie postarzać!
Pistolet w Nacynie Przemysław Kucharczak /GN 106-letnia Aniela Szlosarek w domu w Rybniku
Anieli Szlosarek z Rybnika, urodzonej we wrześniu 1907 roku, dopisują intelektualna forma i poczucie humoru. I to pomimo że jej życie nie było wolne od trudnych doświadczeń. Za młodu przeszła uwięzienie i gestapowskie śledztwo.
Po prostu się bałam
Pochodzi ze starej rybnickiej rodziny Ogórków, w której przekazywało się przywiązanie do polskości. Jej starsza siostra Maria jako sanitariuszka brała udział w powstaniach śląskich. Aniela była na to za młoda, bo w 1921 roku miała dopiero 14 lat. Wyrosła na bardzo ładną dziewczynę. W 1930 roku wyszła za Edmunda Szlosarka, sportowca, który podnosił ciężary w klubie Sokół. To była zamożna familia, która prowadziła kilka sklepów. Rozległe pola po wojnie zabrali im komuniści; dziś stoją na nich bloki rybnickiego os. Nowiny. – Miałam 33 pary butów. A ile książek! Wszystko Rusy zniszczyli – wspomina. Kiedy w 1939 roku do Rybnika wkroczyli Niemcy, bliscy Anieli z zapałem zaangażowali się w niepodległościową konspirację. Działał w niej m.in. jej młodszy brat Karol, który przed wojną studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w czasie okupacji musiał się ukrywać. W podziemiu byli też mąż Anieli i jego brat Henryk Szlosarek. Zebrania odbywały się w ich domu przy ul. Zebrzydowickiej w Rybniku, w okolicy, w której dzisiaj stoi hipermarket „Real”. Przykrywką była gra w karty. Do czasu. Na początku 1941 roku do domu wpadli gestapowcy. I aresztowali przy stoliku z kartami całą grupę konspiratorów, a wśród nich Mundka i Heńka Szlosarków, czyli męża i szwagra Anieli. – Ktoś na nich doniósł. Nawet znam jego nazwisko, ale go panu nie powiem. To był człowiek z Boguszowic i też z nimi w te karty grał – mówi Janina, córka pani Anieli, która pomaga nam w komunikacji, bo jej 106-letnia matka ostatnio gorzej słyszy. A sama pani Aniela dodaje, wspominając ten straszny moment: – No, bałam się wtedy, po prostu się bałam...
Ładna bestia
Wkrótce po aresztowaniu męża Aniela zebrała się jednak na odwagę i poszła na gestapo w Rybniku. – Zapytałam: „Dlaczegoście Edmunda zamkli?”. A oni do mnie: „Dobrze, że pani przyszła, bo pani też tu należy” – wspomina staruszka. Gestapowcy nie pozwolili jej wrócić do domu, lecz wtrącili ją prosto do celi. I to jakiej celi! Zwłaszcza siennik wyglądał przerażająco dla 34-letniej, dotąd bardzo eleganckiej kobiety. – Tam było tak wszów, że zgroza! – mówi pani Aniela, jeszcze dzisiaj wzdragając się na to wspomnienie. Przez te wysysające krew insekty nie umiała spać. – Gestapowcy na szczęście nie bili mamy, raczej psychicznie ją maltretowali. Jeden do niej mówił: „Ty jesteś ładna, inteligentna bestia” – relacjonuje jej córka. Bardzo bity był za to Edmund, do tego stopnia, że pękł mu w uchu bębenek. Złość gestapowców potęgował fakt, że zachowywał się w czasie przesłuchań bardzo niepokornie. W tym czasie teściowa Anieli wysyłała matce jednego ze strażników w rybnickim areszcie mnóstwo żywności. Przekupstwo zadziałało, bo strażnik codziennie przynosił Anieli chleb. – No i zawsze mi ten chleb szybko wcis do mojej kieszeni. Prosiłach go, żeby doł mamie znać, co by mi posłała gęsty grzebień. Jak żech go dostała, to przy czesaniu włosów wszy choćby krupy leciały – wspomina Aniela.
Ręka męża w oknie
Szczęściem w nieszczęściu było dla niej, że właściwie niewiele wiedziała o konspiracyjnej działalności męża, szwagra i brata. – Oni byli tajemniczy. Tata czasem znikał na parę dni. Ojciec zmarł, kiedy byłam na tyle młoda, że jeszcze niezbyt się interesowałam jego wspomnieniami... Nie zdążyłam go o to zapytać – mówi Janina, córka Anieli i Edmunda. – Najciekawsze jednak, że w latach 80. zeszłego wieku mama znalazła na strychu... pistolet. Ojciec już wtedy nie żył. Zadzwoniła więc do swojego szwagra Henryka Szlosarka z pytaniem, co ma z nim zrobić. A on na to: „Wrzuć do Nacyny”. I tak też zrobiła – śmieje się Janina. Po zakończeniu śledztwa w Rybniku część konspiratorów została przewieziona do obozu w Auschwitz. Aniela i Edmund mieli więcej szczęścia, bo – jako „niebezpieczni więźniowie polityczni” – trafili do więzienia w Raciborzu. Porozumiewali się tam za pomocą grypsów. Raz, o umówionej godzinie, Aniela wspięła się na stół i krzesło, żeby wyjrzeć przez okienko. Po drugiej stronie więziennego dziedzińca zobaczyła w jednym z okien rękę machającego do niej Edmunda. Na męskim oddziale więzienia w Raciborzu właśnie w tym czasie siedział z Edmundem inny śląski konspirator, niejaki Franciszek Blachnicki. Franciszek nieco wcześniej, czekając na wykonanie kary śmierci, przeżył bardzo głębokie nawrócenie. Po wojnie został księdzem i założył Ruch Światło–Życie, a dziś jest kandydatem na ołtarze. Aniela wyszła z tego więzienia po 1,5 roku, a Edmund – po prawie 2 latach. On ze 100 kg schudł do nieco ponad 40. Ona była wrakiem człowieka. Miała chory kręgosłup i przez rok nie umiała chodzić. Doszła do siebie dopiero po wojnie. – Ojciec zawiózł ją na kurację do kliniki w Krakowie, a potem do sanatorium w Czeskich Cieplicach – mówi Janina.
Szupoki z NRD
To małżeństwo było aż przez 22 lata bezdzietne. Wreszcie, w 1952 roku, urodziła się ich wymodlona córeczka Janka. – Mama miała już wtedy 45 lat, to był cud. Dzięki temu ja teraz się nią opiekuję – mówi pani Janina. Edmund, pracujący po wojnie jako zastępca głównego księgowego w Rybnickim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego, zmarł w 1974 roku. Aniela od 40 lat jest wdową. Ma córkę i jednego wnuka Piotra. W latach 80. XX wieku jeździła do krewnych w Niemczech Zachodnich, ale wszystkie propozycje pozostania tam kategorycznie odrzucała. I to pomimo że włada pięknym, literackim niemieckim. Nie ma też do Niemców żadnych uprzedzeń ani żalu za to, że 73 lata temu ich rodacy wtrącili ją do więzienia. Tylko raz, kiedy na granicy wschodnich Niemiec nieuprzejmie ich potraktowali enerdowscy celnicy, którzy następnie zabrali się za sprawdzanie lusterkiem podwozia ich poloneza, wyraźnie przestraszyła się ich zachowania. A później szepnęła córce: „Wiesz, to są takie prawdziwe szupoki”. „Szupokami” Ślązacy nazywali w czasie wojny funkcjonariuszy niemieckiej policji Schupo (Schutzpolizei). Dziś spędza w swoim rybnickim domu dni, w których jest miejsce i na Różaniec, i na oglądanie Teleexpressu i Panoramy, bo wciąż bardzo interesuje się światem. Tyle że ogląda ze słuchawkami na uszach, żeby dobrze słyszeć. Prosi czasem, żeby pokazać jej coś w komputerze. Codziennie wypija dwie kawy i... mały koniaczek, zgodnie z tym, co doradził jej lekarz, kiedy była po dziewięćdziesiątce. Sama chodzi po mieszkaniu, wytrwale posuwając się z balkonikiem. – W życiu trzeba wszystko robić z umiarem – powtarza. W czasie rozmowy z nami była bardzo pogodna i życzliwa. Na ekranie aparatu fotograficznego pokazaliśmy jej zdjęcie, które chwilę wcześniej jej zrobiliśmy. Aniela bardzo uważnie się tej swojej fotografii przyjrzała, a potem skomentowała z drgającym w kącikach ust szelmowskim uśmiechem: – Staro.
Offline
Stulatek
Gazeta.pl Katowice Wiadomości z Katowic Wiadomości
Wypić dziennie lampkę koniaku i mieć rodzinę
Małgorzata Goślińska
19.09.2007 , aktualizacja: 19.09.2007 00:00
A A A Drukuj
Aniela Szlosarek (z prawej) z córką Janiną
Aniela Szlosarek (z prawej) z córką Janiną (Fot. Bartłomiej Barczyk / AG)
19 września Aniela Szlosarek z Rybnika skończyła sto lat. W czasie wojny cudem tylko uniknęła śmierci w hitlerowskim obozie
Artykuł otwarty
Był tort i szampan, goście przynosili kwiaty od rana. Najpierw prezes rybnickiego koła Polskiego Związku Więźniów Politycznych, Hitlerowskich i Obozów Koncentracyjnych, po nim delegacja z ZUS, w południe wiceprezydent Rybnika, sąsiedzi co chwilę pukali do drzwi albo dzwonili z życzeniami, wieczorem przyszedł proboszcz odprawić mszę, na sobotę zapowiedziała się rodzina. Będzie córka Janina, jedyne dziecko z mężem Stanisławem i synem Piotrem, jedynym wnukiem. Będzie brat Karol, jedyny żyjący z sześciorga rodzeństwa. Oraz siostrzeńcy, bratankowie i ich dzieci. Uroczystość na 20 osób. - Mama jest zestresowana. Pyta, po co te jej zmarszczki pokazywać, a ma gładszą cerę niż ja - zdradza córka.
U szczytu stołu siedzi drobna, elegancka staruszka. Białe włosy w lokach (fryzjerka, od lat ta sama, przychodzi do niej dwa razy w roku, pani Aniela nie wyjdzie nieuczesana do ogródka), sznur pereł, stonowana sukienka. Uśmiecha się, mało mówi. W ostatnich miesiącach zaczęła mieć kłopoty ze słuchem i oczy już nie te po operacji na jaskrę. Najbardziej dokucza reumatyzm. - Orzechy na tort tłukła młotkiem, nie ma siły ścisnąć dłoni. Cierpi, że nie może mi pomóc. A przecież jest zupełnie samodzielna, lekarze dziwią się jej sile. Po dwóch latach wykryli, że przeszła zawał serca, w tym roku dwa razy wyszła z zapalenia płuc - opowiada córka i podaje receptę mamy na długowieczność: - Jest bardzo pogodna i zgodna. Przy tym niczego sobie nie odmawia, codziennie koniak, ale tylko lampka, na krążenie. We wszystkim zachowuje umiar.
Pani Aniela urodziła się 19 września 1907 roku w Rybniku przy ulicy św. Barbary, która potem nazywała się Nowotki, a teraz Szczęść Boże. Jej dzisiejszy dom przy ul. Dworek, wciśnięty między bloki a centrum handlowe, pół wieku temu stał wśród pól. Nie ma już znajomych ze swojego pokolenia, mąż, rok od niej starszy, umarł 23 lata temu. Mieszka z rodziną córki i najlepszy kontakt utrzymuje z wnukiem, który wprowadza ją w tajniki komputera. Pilnie śledzi politykę, ogląda telewizję, bo czytać już nie może. - Życie kiedyś było spokojniejsze - wzdycha z tęsknotą, chociaż przeżyła hitlerowskie więzienie. Aresztowano ją razem z mężem i bratem, siedziała ponad rok i jakimś cudem została zwolniona dzień przed transportem do Auschwitz. Nie lubi wspominać tamtych czasów. Dość powiedzieć, że kurowała się potem w szpitalu półtora roku. Być może przez to wycieńczenie długo nie mogła spełnić największego pragnienia. Po wojnie zajmowała się handlem, miała sklep z tekstyliami. Córkę urodziła dopiero przed 50. - Tak bardzo chciałam mieć dzieci. Bez rodziny nie byłoby po co żyć - mówi. Czeka jeszcze na prawnuka. - Piotrusiu - prosi wnuka - Ożeń się wreszcie!
Cały tekst: http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 … z3F9nE5Evf
Offline
Nastolatek
Ciekawostka
Kandydatka na prezydenta Polski Magdalena Ogórek pochodzi ze starej rybnickiej rodziny Ogórków, w której przekazywało się przywiązanie do polskości. Jej ciocia, Maria Ogórek, jako sanitariuszka brała udział w powstaniach śląskich. Siostra Marii, Aniela Szlosarek, mieszka w Rybniku, ma 107 lat.
Offline
Stulatek
Świat jest mały.
Offline
Emeryt
"1 września w wieku 107 lat zmarła najstarsza
na ten czas rybniczanka Aniela
Szlosarek (rocznik 1907), mieszkająca
przy ul. Dworek. 18 dni później miała
obchodzić swoje 108. urodziny. Obecnie
najstarszymi mieszkańcami naszego
miasta są dwie rybniczanki, które
w październiku będą obchodzić swoje
102. i 103. urodziny."
http://www.rybnik.eu/__files/rybnicka92015.pdf
Offline
Stulatek
Niech spoczywa w pokoju.
Offline
Emeryt
Nie wiem, czy te dane są rzetelne. Jedna z mieszkanek Rybnika skończyła dwa miesiące temu 104 lat, powinien mieszkać tam również Alojzy Frelich(1911).
http://rybnik.naszemiasto.pl/artykul/ma … id,tm.html
Offline